
Każdy rodzic wie, że życie rodzinne to nie tylko sielanka i wspólne śmiechy. Bywają dni, gdy napięcie rośnie, a cierpliwość się kończy. W naszym domu też zdarzają się trudne momenty. Pamiętam, jak kiedyś z żoną pokłóciliśmy się o wydatki, kompletnie zapominając, że dzieci są w pokoju obok. Zosia, nasza córka, przybiegła z płaczem, pytając, czy się rozwodzimy. To był dla nas zimny prysznic i moment, który zmusił nas do refleksji nad tym, jak nasze sprzeczki wpływają na dzieci.
Od tamtej pory staramy się bardziej uważać na to, jak i gdzie prowadzimy nasze „dorosłe rozmowy”. Nie jest to łatwe, szczególnie gdy emocje biorą górę, ale próbujemy. W końcu dom powinien być bezpieczną przystanią dla całej rodziny, miejscem, gdzie wszyscy czują się komfortowo, nawet jeśli czasem między dorosłymi iskrzy. To nie znaczy, że nigdy się nie kłócimy – to byłoby nierealne. Chodzi raczej o to, by robić to mądrze, z szacunkiem i z dala od czujnych uszu i oczu naszych pociech.
W tym artykule chciałbym podzielić się kilkoma sposobami, które wypracowaliśmy z żoną, by nasze nieuniknione sprzeczki nie stawały się źródłem stresu dla dzieci. Nie jestem ekspertem ani psychologiem – jestem po prostu tatą, który metodą prób i błędów stara się stworzyć w domu atmosferę wzajemnego szacunku i zrozumienia.
Ustalanie zasad gry
Pierwszym krokiem, jaki podjęliśmy z żoną, było ustalenie „zasad gry” dotyczących naszych sporów. Brzmi to może zbyt formalnie, ale uwierzcie mi, naprawdę pomaga. Oto kilka z nich:
- Nigdy nie kłócimy się przy dzieciach o poważne sprawy
Jeśli mamy do omówienia coś naprawdę ważnego i potencjalnie konfliktowego, umawiamy się na rozmowę, gdy dzieci są w szkole lub po ich pójściu spać. To daje nam przestrzeń do szczerej wymiany zdań bez obawy, że ktoś nas podsłucha. - Mamy swoje „bezpieczne słowo”
Ustaliliśmy z żoną słowo-klucz, które oznacza „przerwę” w gorącej dyskusji. U nas to „czerwona lampka”. Gdy jedno z nas je wypowiada, to znak, że rozmowa schodzi na niebezpieczne tory i lepiej ją przerwać lub odłożyć na później. - Staramy się kontrolować ton głosu
To nie zawsze łatwe, ale próbujemy rozmawiać spokojnym tonem, nawet gdy się nie zgadzamy. Podniesiony głos to prosta droga do eskalacji konfliktu, a także sygnał dla dzieci, że dzieje się coś niedobrego.
Gdy emocje biorą górę
Mimo najszczerszych chęci, czasem emocje biorą górę i kłótnia wybucha, gdy dzieci są w pobliżu. Co wtedy?
- Szybkie zakończenie sporu
Staramy się jak najszybciej zakończyć wymianę zdań, nawet jeśli oznacza to odłożenie tematu na później. Mówimy coś w stylu: „Okay, pogadamy o tym później, gdy będziemy sami.” - Przeprosiny i wyjaśnienia
Jeśli dzieci były świadkami ostrzejszej wymiany zdań, zawsze staramy się z nimi porozmawiać. Tłumaczymy, że dorośli też czasem się kłócą, ale to nie znaczy, że się nie kochają. Przepraszamy za to, że musieli tego słuchać. - Pokazanie, jak się godzi
Równie ważne jak sama kłótnia jest to, jak się godzimy. Pozwalamy dzieciom zobaczyć, że potrafimy dojść do porozumienia, przeprosić się i wybaczyć sobie nawzajem.
- Nauka na błędach
Pamiętam sytuację sprzed kilku lat, gdy z żoną pokłóciliśmy się przy dzieciach o finanse. Kuba, nasz syn, był wyraźnie zestresowany. Po ochłonięciu przeprosiliśmy dzieci i wyjaśniliśmy, że nawet dorośli czasem mają trudności z kontrolowaniem emocji. Ta szczera rozmowa paradoksalnie zbliżyła nas jako rodzinę.
Kłótnie są częścią życia, ale sposób, w jaki je prowadzimy, może mieć ogromny wpływ na nasze dzieci. Staramy się, aby nasze spory były konstruktywne, pełne szacunku i kończyły się porozumieniem. Nie zawsze nam się to udaje, ale przynajmniej się staramy. Bo przecież o to w tym wszystkim chodzi, prawda? O stworzenie domu, w którym wszyscy czują się bezpiecznie i kochani, nawet gdy czasem między rodzicami iskrzy.